Róża
Matko, nie rozumieją ci, którzy chcieli (chcą), "abym prowadziła do Boga Ojca przez Syna i Ducha i Ciebie /grzeszników/", jak bardzo są skomplikowane moje relacje z Bogiem, głównie z Ojcem. - Co by mi powiedział o. Pio (jako ten czytający w moich myślach); bardziej miłosierdzia, czy uleczenia /bardziej/ potrzeba ("lecz się")? Gdyby nie historia życia i konieczność uzdrowienia, obawiam się, że powiedziałby: miłosierdzia, a to dlatego że wskazując winnych zawsze wskazuję Boga (...). Czynię Go odpowiedzialnym za wszelkie swoje cierpienia. Z jednej strony są ludzie, których grzechy (czyny popełnione, czyli dokonane) są/były jak morze, ale moje żale (z ich powodu), te adresuję do Boga, czy nie są jak ocean? Dlatego m.in. dążę do rozdzielenia się z grzesznikami, bo w nich widzę przyczynę rozdziału mojego z Bogiem - to jest jak
codzienne narażanie się na utratę kontaktu z Bogiem (jakby stawiania na szali - albo moja relacja z Bogiem) albo utrata mojej relacji z Bogiem. Zagrożenia duchowe jak śmierć wieczna należy oddalać, a nie należy się na nie wystawiać.
Jeżeli do ich "nieuporządkowania ze mną i z Bogiem" dodamy moje nieuporządkowanie relacji z nimi,
a zatem i z Bogiem, to wówczas "może mnie uratować tylko miłość", bo tylko ona ma taką moc, aby odsunąć złe wyobrażenie o Bogu (ocenianie Boga poprzez ludzi - jacy są dla mnie ludzie, taki jest Bóg).
O uleczenie ran moich i tych ludzi... Jak i tych, którzy nie rozumieją, nie mogą zrozumieć i nie powinni wiedzieć, co to znaczy rozwiązać więzy z ludźmi przez których związana jest moja relacja z Bogiem. Bo nie chodzi tylko o to, co napisałam w "abecadle", ale o to, o czym nigdy nie piszę, a co aż za dobrze zna Bóg, bo to jest między Nim, a mną.
Jednocześnie ci ludzie mogą zostać uzdrowieni poprzez to, co ja napisałam (literatura). Jeśli przyjmą to,
a zatem przyjmą mnie.
Róża